poniedziałek, 27 grudnia 2010

Piętnaście.


Właśnie wróciłam. Zanim znalazłam to czego szukam zdążyłam obejść cztery apteki, dopiero w piątej udało mi się dostać tą moją "ambrozję". Przyszło mi wędrować, tułać się po osiedlach przez prawie godzinę. Zmarzłam. Spaliłam ponad sto kalorii, czyli całe moje dzisiejsze śniadanie (owsianka na wodzie). Za moment biorę się za ćwiczenia. Nie będzie tego tak dużo jak chciałam, ale godzina obowiązkowo. Wieczorem półtorej godziny. Jestem owinięta folią, czekam na sprzyjający moment na ćwiczenia. Sęk w tym, że chwilę po szesnastej widzę się z Nią i nie wiem ile zdążę poćwiczyć, a nie lubię się spóźniać.


Dzisiaj rano się zważyłam i przyznam, że jak na trzy dni świątecznego obżarstwa zaledwie kilogram w górę to pikuś! Dokładnie 49,7. W prawdzie to ponad kilogram, ale z pewnością jutro już waga będzie w normie. Zwłaszcza, że na dzień dzisiejszy tylko 100 kcal. Życzcie mi powodzenia. Napiszę jeszcze wieczorem, bo teraz muszę się pospieszyć. Miłego dnia!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz