czwartek, 6 stycznia 2011

Czterdzieści.

Dzisiaj jak zwykle kiepsko. Zjadłam na śniadanie danio z kawałkami czekolady (170 kcal) i pół jogurtu danone z płatkami (ok. 100 kcal), przed obiadem jeszcze porcję lodów czekoladowych, dość sporą, pół bułki z jakąś chudą szynką. Na obiad tata ugotował zupę ogórkową z ryżem, i kurczaka pieczonego. Można uznać, że to zdrowa liczba kalorii na dzień, podejrzewam, że poniżej 1000, ale i tak nie jestem zadowolona. Jutro głodówka cały dzień, sobota prawdopodobnie także, w niedzielę może coś lekkiego. Od poniedziałku dieta kapuściana, oparta prawie, że na samej zupie, która w 100 gramach ma zaledwie 20 kalorii, więc zapowiada się dobrze. Właśnie mam przed sobą porcję drugiego dania. Wstyd mi za samą siebie, wybaczcie.

Miałam piękny sen. Śniło mi się, że ubrałam swoje spodnie, które i tak już są na mnie za duże, że dwie nogi mogłam zmieścić w jedną nogawkę. Wyglądałam tak pięknie, tak chudo! Wystające kości, chude kończyny, ani grama tłuszczu... Ludzie patrzyli na mnie i wymieniali się opiniami na temat tej przerażająco zachwycającej chudości. Niektórzy nie mogli oderwać ode mnie wzroku, niektórzy miewali odruchy wymiotne. Nie było osoby, której nie poruszyłaby moja chudość. Chcę ten sen wprowadzić w życie. To było coś pięknego, aż trudno mi to ująć w słowach. Ta piękna wizja trwała w prawdzie bardzo krótko, ale zostawiła ogromny odcisk w mojej pamięci, psychice. Wszystko w tym śnie było idealne, perfekcyjne i realistyczne... 

Dość dumania, pora się ogarnąć i wyjść na spacer. Wieczorem poćwiczę z godzinkę, a jutro biorę się stanowczo do roboty. Teraz mam wsparcie, którego mi brakowało i nie zmarnuję tego. Jestem silna. Ciężko mi się trochę pisze takie rzeczy, gdy usta mam zapchane ziemniakami, ale uwierzcie mi, że już więcej się nie poddam, a nawet jeśli to i tak będę szła dalej. Osiągnę cel. Trzymajcie się i uwierzcie, że macie siłę! Tak jak i ja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz