Chyba sama sugestia rozpoczęcia diety od nowa dzisiaj nie była na miejscu, gdyż już z rana zajadałam się czekoladą. Właściwie to muszę się pozbyć tych czekoladek merci. Rano zjadłam jakieś dziesięć, później zjadłam kilka ciastek od babci, mały kawałek szarlotki, dwie łyżki stołowe sałatki jarzynowej, dwie kromki wasy oraz wypiłam senes, verdina fix i wellness smukła talia. Do końca dnia postaram się nic nie zjeść oraz poćwiczyć minimum półtorej godziny. Czy się uda? Oby.
Wczorajsza wigilia była... skromna. Zabrakło mi rodzinnej atmosfery, mimo wielu członków rodziny. Było mi przykro, momentalnie przy dzieleniu się opłatkiem mój humor prysł. A tak się cieszyłam, że w końcu odwiedzę babcię, że poczuję się jak w zżytej rodzinie, że będzie wyjątkowo. Tak na prawdę było sztucznie. Zero szczerej życzliwości, każdy był zajęty sobą. Ciężko mi było komukolwiek spojrzeć w oczy i to nie dlatego, że wszyscy mają minimum metr siedemdziesiąt. Czułam się strasznie wyalienowana, zresztą jak zwykle. Czując na sobie spojrzenia tylu osób, poczułam się skrępowana. A tak nie powinno być. Wszyscy się odsunęli od siebie. Teraz, gdy to piszę, łzy cisną mi się do oczu. Może jestem przewrażliwiona, ale dostrzegam to wszystko chyba jako jedyna. Paranoja.


Dobra, pora się zebrać, jak trochę jeszcze przetrawię to wezmę się za ćwiczenia, bo teraz chyba nie dam rady. Tak, więc misja na jutro:
- kupić folię śniadaniową
- maksymalnie 100 kcal
- ćwiczyć minimum 2h
- zacząć czytać lekturę
- odrobić zadanie z polskiego, żeby później mieć spokój
- posprzątać pokój
- znaleźć ciekawy przepis na śniadanie po nocy sylwestrowej
"Piękno nie pozwala się dotknąć - jeśli nawet udziela siebie , to zawsze wymagając naszej ofiary"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz