piątek, 24 grudnia 2010

Dziewięć.

Już po kolacji wigilijnej. Jedzenia nie było tak dużo jak myślałam, że będzie, ale nadrobiłam sobie je słodyczami i ciastem. Jest mi potwornie nie dobrze, mdli mnie na myśl o jedzeniu, brzuch mi prawie rozrywa z przejedzenia, jest strasznie wzdęty. Zjadłam pół talerza zupy-krem pieczarkowej z kilkoma (czterema?) uszkami, a na drugie danie była ryba z ziemniakami i kapustą gotowaną. Wydziobałam rybę bez panierki, trochę ziemniaków i tej kapusty. Później dwie szklanki soku pomarańczowego, półtorej kawałka sernika, kilka żelków, pół czekolady i trzy czekoladki merci, banana oraz trzy mandarynki Strasznie mi nie dobrze. Z ciekawości policzyłam w sporym zaokrągleniu ile wychodzi, ale aż strach napisać. Potworna liczba. Rano, po południu i wieczorem wypiłam senes, czeka mnie oczyszczenie. Od jutra już mogę normalnie prowadzić dietę, nareszcie. Co najwyżej w sylwestra się zabaluje, ale też nie dużo, bo poza dietą byłby tylko alkohol i może troszkę chipsów, a dodatkowo śniadanie z Nią, u mnie w domu, na kacu po sylwestrze, za które wyjdzie trochę więcej niż bym chciała, ale wszystko jeszcze się okaże! Póki co to mam nie cały tydzień, może uda się przynajmniej kilogram zrzucić. Postaram się.

Obecnie męczę się z potwornym bólem brzucha. Dobiła mnie jeszcze woda niegazowana i szklanka senesu i czuję jak to wszystko we mnie siedzi. Muszę zaparzyć sobie verdina fix, bo to mi pomaga uporać się z tą sytością, której nienawidzę. Przejadłam się i mam straszną niestrawność. Jakoś to zniosę. 
Prawie bym zapomniała. Pod choinkę dostałam spodnie dresowe, ciężarki trzykilogramowe oraz taki bajer do ćwiczeń, głównie mięśnie brzucha, sama konkretnie nie wiem jak się to nazywa, ale to takie kółko obracające się, między dwoma uchwytami i się jeździ tym do przodu, klęcząc. Relaksujące i przyjemne, zdążyłam wypróbować chwilkę. Do moich ćwiczeń dodaję jeszcze dodatkowe 15 minut z ciężarkami i tym właśnie sprzętem, dodatkowo 10 minut na wiosłowania na ruchomym siodełku. Poza tym tura I zajęła mi ponad godzinę, około 70 minut, czyli godzina dziesięć minut. 


Od 02.01.2011, lub później, przejdę na dietę kopenhaską-motylkową, gdyż na takową mnie pewnie będzie stać. Jutro ćwiczę 2,5h, jeśli dobrze pójdzie. I tura - 16:00, II tura - około 22:00, lub później/wcześniej, zobaczymy. Zazwyczaj koło 21 jestem strasznie śpiąca, ale postaram się z tych płyt, kasety poćwiczyć. Szybciej czas przy tym mija, niż przy innych ćwiczeniach. Uf, idę się położyć, bo chyba za chwilę wyzionę ducha. Nienawidzę tego, że to wszystko we mnie tak długo siedzi, że jest to tak obrzydliwie uciążliwe. Wcześniej nie miałam takich problemów, bo nie przejadałam się, a teraz nie wiem co się dzieje. Biorę się ostro w garść, czuję, że osiągnę cel prędzej niż zaplanowałam. Wiem jedno - na wakacje będę chuda!
Trzymajcie się, dobranoc!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz