piątek, 31 grudnia 2010

Dwadzieścia pięć.

Otóż tak; poza waflami ryżowymi z tą drobiową szynką, która okazało się, że na taki maleńki plasterek przypada pięć kalorii (dwa wafle - 70 kcal, dwa plasterki szynki drobiowej - 10 kcal), co daje osiemdziesiąt kalorii, zjadłam także Fantazję z wiśniami, która miała 147 kcal. Łącznie wychodzi 227 kcal na dzisiaj i póki co około 300 spalonych. Dodatkowo puste kalorie wódki, szampana i miliony kalorii w pepsi/coca-coli, tigerze i tym podobnych. Same napoje - to mnie pociesza, ale ja po pijanemu jem wszystko co mi w ręce wpadnie, albo mam ochotę się chlastać, kłuć i tak dalej. Trochę to chore, ale nauczyłam się z tym żyć. 
 
Nikogo nie ma w domu, z Nią widzę się dopiero o dziewiętnastej i trzeba będzie alkohol kupić. Mam trzy godziny by skończyć bransoletkę dla Any, żeby była ze mną przez ten czas pijaństwa. A jeśli Mia znowu da mi w plecy, to będę zdruzgotana. Ledwo po przed wczorajszym jej ataku odzyskałam moje czterdzieści osiem kilogramów, bo po takim obżarstwie zawsze wraca do pięćdziesięciu. Nigdy o tym nie wspominałam, ale właśnie takie wahania wagi nie pozwalają mi iść w dół. Ale wiecie co? Jutro nowy rok, wszystko zaczyna się od nowa, cieszy mnie ta szansa. Na nowy rok 2011 będę trzymać się następujących postanowień:

- schudnąć, chudnąć i być chudą
- ćwiczyć codziennie
- jeść regularnie (o ile będę cokolwiek jadła)
- pić dużo wody niegazowanej
- nigdy nie przekraczać trzystu kalorii
- ukończyć trzecią klasę gimnazjum z czerwonym paskiem na świadectwie
- dostać się do liceum, klasa medyczna
- zero słodyczy
- zero wysokokalorycznego jedzenia
- jak najmniej napojów gazowanych i alkoholu
- ważenie co drugi dzień
- mierzenie co dwa tygodnie
- jak najwięcej chodzenia pieszo
- jak najmniej siedzenia bezczynnie w domu


Jeśli coś jeszcze wpadnie mi do głowy, to dopiszę w kolejnej notce. Te są najważniejsze, i myślę, że bez potknięć się nie obejdzie, ale ogólny zarys teoretyczny jest. Oby w praktyce nie poszło gorzej. Staram się być dobrej myśli i trwać w silnej woli, skupieniu i pewności, że osiągnę sukces. Muszę jednocześnie uważać na swoje zdrowie, psychiczne jak i fizyczne, by nie zawieść ważnych dla mnie osób. Rodzina nie może ciągle za mnie obrywać, kocham ją i chcę być dla nich wsparciem, a nie balastem, którego z czystego serca nie chcą i nie mogą się pozbyć. To samo z Nią. Minęło pełne dziewięć miesięcy, w styczniu będzie dziesiąty. Nie chciałabym Jej stracić. Ale mam swoje cele i chcę je osiągnąć. Za wszelką cenę, ale nie kosztem utraty ostatniej osoby, która wciąż ze mną jest. To samo tyczy się rodziny, bo ona jest ze mną od zawsze i będzie aż do śmierci.


Jeszcze raz zdrowia, sukcesów, silnej woli i szczęśliwego nowego roku!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz