wtorek, 11 stycznia 2011

Czterdzieści siedem.

Śniadanie 10:30; tarta marchew -100g- (12 kcal), chochla -100ml- zupy kapuścianej (17 kcal), sałatka szwedzka {tylko ogórki konserwowe} -80g- (22 kcal) || 51 kcal
Resztę w miarę upływu czasu dopiszę. 
Ogarnia mnie taka nieograniczona złość, nie mam siły do tej głupiej kobiety. Daję jej moje pieniądze, na wyznaczone zakupy, a ta mi przepuszcza je na gówno, w postaci ołówków, których w domu jest pełno, pieprzonych ścier, gąbek i innych pierdół, których z pewnością nie brakuje. Tony szmat się wala po domu, a ona musi jeszcze dokupić, musi sobie wybrać jakieś pieprzone wzory, kolory. Już setny raz wprowadza mnie w histerię, ledwo złapałam oddech, opanowała mnie taka agresja, że miałam ochotę jej przywalić w ten rozrzutny łeb. Zrobiło mi się nie dobrze, mam ochotę sobie krzywdę zrobić, ryczeć, drzeć się. Ale jak zwykle tłumię to w sobie. Wciskam twarz w ręcznik i ciężko sapiąc, próbuję się uspokoić. Łzy ciekną mi po twarzy, dławię się materiałem, a ona jeszcze papla. Tłumaczy się, przeprasza, obiecuje. A ja mam to w dupie, już nigdy więcej o nic ją nie poproszę, uroczyście przysięgam. I właśnie dlatego nigdy na nikim nie polegam, poza sobą, ja sama siebie nie zawiodę, jeśli chodzi o głupie zakupy, a ta niezrównoważona kobieta mnie perfidnie okrada. Co mi z tego, że jutro da mi więcej, skoro nie mam na to by kupić potrzebne rzeczy dzisiaj? Nie mam siły, po prostu wykańcza mnie psychicznie, ciągle robi mnie w bambuko, a później głupio się tłumaczy, widząc, że próbuję się uspokoić, a przez nią trwa to jeszcze dłużej. Drę się jak opętana, później obwiniam się za wszystko co w tym domu się dzieje, a na koniec popadam w taką rozpacz, rozrywającą mnie od środka, że mam ochotę wyskoczyć przez okno, podciąć sobie żyły, wbić nóż prosto w serce, powiesić się, wyrwać sobie wszystko włosy z głowy, walić czołem w blat biurka, aż w końcu by moja czaszka pękła na pół. Wysiadam, ja już po prostu wysiadam, jest coraz gorzej. Ta kobieta już dawno przestała być moją matką, łączy mnie z nią jedynie genetyczne powiązanie. Błagam zabijcie mnie, bo ja już dłużej nie wytrzymam. Znowu buzuje we mnie wszystko co możliwe. Rozpacz narasta z każdym napisanym tutaj słowem. Opadam z sił. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz