poniedziałek, 10 stycznia 2011

Czterdzieści sześć.

Udało mi się uniknąć tego pieprzonego stanu, by zdobyć pieniądze na leki. Tak jakby się przed tym ustrzegłam i może nawet zapomniałam. No nic, jutro już będę mieć pieniądze, więc bez problemu zaopatrzę się w to czego mi na daną chwilę trzeba. 
Pierwszy dzień diety kapuścianej udał się w stu procentach. W prawdzie poza bilansem zjadłam jeszcze dwa małe jabłka, więc można uznać, że zmieściłam się w trzystu kaloriach. Mniej więcej już ustaliłam co jutro zjem, o ile uda mi się skoczyć rano do sklepu po ogórki konserwowe i brokuła. Podejrzewam, że bilans wyniesie dwieście, może dwieście pięćdziesiąt kalorii. Całkiem dobry wynik. 

Obecnie leży przede mną streszczenie "Kamieni na szaniec" (zgadza się, nie przeczytałam), plan wydarzeń oraz charakterystyka postaci i główne wątki. Postaram się wkuć wszystko na blachę, by sprawić pozory oczytanej i nauczonej. Nie ważne, że miałam miesiąc by przeczytać te dwieście stron. Zawsze istnieje wyjście awaryjne. Do czwartku będę wszystko umiała, wiec nie ma co się martwić. A teraz muszę sobie sporządzić listę co muszę zrobić dnia jutrzejszego. Otóż; 1. kupić wodę nie gazowaną, ogórki konserwowe i brokuła, 2. skoczyć do apteki, 3. poćwiczyć minimum godzinę, 4. pouczyć się na biologię, 5. wkuć chemię, fizykę, technikę (!). Podejrzewam, że to by było na tyle. Czuję, że sen mnie nuży, więc spadam sprzed komputera. Wypiję herbatę czerwoną, pooglądam chwilę telewizję i pójdę spać. Dobranoc, kochane!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz