czwartek, 13 stycznia 2011

Pięćdziesiąt jeden.

Wczoraj trochę kombinowałam z wyglądem, co sądzicie o nowej kolorystyce? Mi się w sumie podoba, przynajmniej to już nie ten nudny biały. Jestem właśnie po lekcjach, zjadłam sobie porcję zupy kapuścianej -100ml- (17 kcal) i właśnie popijam kawę. Teoretycznie to mam jeszcze polski około trzynastej, ale, czy on faktycznie się odbędzie to nie mam pojęcia. Siedzę dziś prawie, że cały dzień w domu, skoczę co najwyżej do sklepu. Jutro na lumpeksy, ale dzisiaj tata może mi kupi spodnie, bo pytał mnie o obwód w pasie. Chyba się źle zmierzyłam, bo na szybko (powód: nauczycielka od matematyki w kuchni), ale to nic.

W nocy, gdy skończyłam odrabiać lekcję, zdałam sobie sprawę, co ja właściwie robię. Kreuję się na pieprzoną bulimiczkę, usprawiedliwiam się niekontrolowanymi napadami, a prawda jest taka, że ja robię to w pełni świadomie. Ulegam swoim zachciankom. Utwierdziłam się w przekonaniu co do swojej marności. Robię nie wiadomo jakie halo w okół bulimii i anoreksji, wmawiam sobie te choroby, a prawda jest taka, że jestem zdrowa. Nie mam żadnej obsesji. Choćbym bardzo chciała to i tak nie mogłabym się nazwać anorektyczką, czy bulimiczką. Owszem - cierpię na zaburzenia odżywiania, ale nic więcej! Cholera, jaka ja jestem głupia. Jeszcze nie dawno bez problemu sobie radziłam, a teraz robię z siebie nie wiadomo co, wielka mi pro-ana, czy pro-mia! Nic z tego. Chcę być chuda, anorektycznie chuda, ale nie jestem, a póki się w końcu nie wezmę do kupy, to także nigdy nie będę. I wiecie co? Czas oficjalnie zabrać się do działania. Koniec laby, koniec lenistwa, koniec słabości i koniec propagowania jakichkolwiek zaburzeń odżywiania. Ludzie nie mogą się z tego wyleczyć, mają szczere chęci, a ja głupia się pcham w każde napotkane gówno. Porzucam wieloletnie marzenia o anoreksji. Chcę być chuda, bardzo chuda, zachwycająco, ale jednocześnie przerażająco chuda. Osiągnę to. Do kwietnia chcę ważyć przynajmniej te 43 kg, gdyż wtedy są testy gimnazjalne, wtedy pierwszy raz pokażę się w tej szkole (odkąd mnie wywalili nie miałam kontaktu ze szkołą, ludźmi ze szkoły, jestem kompletnie wyalienowana, a wejście do budynku szkoły z pewnością mogę przypłacić zdrowiem, bądź nawet życiem). Niech sobie wytykają palcami, niech symulują te beznadziejne dźwięki wymiotów, ale ja i tak będę chuda. Będę strasznie chuda. Będą wręcz brzydzili się mnie dotknąć. Pójdę tam tylko i wyłącznie z konieczności. Do domu testów mi nie przyniosą, dlatego muszę pokazać swoją siłę. Ukryję się pod powłoką nietykalności, w głębi duszy będąc cholernie przerażoną. Już czuję te setki spojrzeń, te chamskie odzywki, zaczepki. Co gorsza - nikogo nie znam w tej szkole. Nikogo. Wyobrażacie to sobie? Iść całkiem sama w miejsce, gdzie się nikogo nie zna, a wszyscy znają Ciebie. Do miejsca, które może być ostatnim, które będę mieć przyjemność odwiedzić.

Dobra, koniec zamartwiania się na przyszłość. Będzie co ma być, nie róbmy z igły wideł. Znajdę sobie jakąś obstawę, hahaha. Nie ważne, że wszyscy chcą mnie tam zniszczyć. Dostałam dopuszczający z angielskiego na półrocze. Dlaczego? Dlatego, że nauczycielka była potrzebna w szkole, a ja nawet nie miałam kiedy poprawić tej cholernej dwói, miałam może ze cztery lekcje w ciągu tego semestru. Dobrze, że szansa na bardzo dobry jest, bo w dalszym ciągu chcę pasek na świadectwie. Już nie ważne, że zachowanie będę mieć jedynie dobre, bo nie mogę mieć wyżej, ale szansa na wysoką średnią wciąż jest. Oby tylko się udało.

PS: Zdjęcia nie są moje, żeby nie było wątpliwości są z internetu i są to jedne z moich thinspiracji.

2 komentarze:

  1. Hm.. na czym gotowałaś kapuśniak, że 100 ml ma tylko 17 kcal? Ja wyczytałam w necie, że 100 ml ma 34...

    OdpowiedzUsuń
  2. Dodaj swoje zdj.

    OdpowiedzUsuń