środa, 12 stycznia 2011

Pięćdziesiąt.

Cholera, zawalone. Jutro na nowo. Nie żałuję. Nie mam nic przeczyszczającego, nie będę rzygać. Zawaliłam kapuścianą, ale nie zważając na porażkę pociągnę ją dalej, ale teraz będę sumienna i fair w stosunku do siebie. Wiem, że potrafię, ale w to nie specjalnie wierzę. Dajcie mi kopa w dupę, błagam! Bilans na jutro: na każdy posiłek zupa kapuściana. Śniadanie: 17 kcal, obiad: 34 kcal, kolacja 34 kcal = 85 kcal. I tyle. Do tego dojdą dwie godziny ćwiczeń, jakiś spacer pieszo, jeśli będzie ciepło to może sobie pobiegam. Nie będę przepraszać, bo i tak wybaczycie, więc to i tak bez sensu. Po prostu sama siebie jutro zlinczuję. Jak nie Wy, to ja sama, a jak wiadomo ja pojadę po całości. W piątek idę na lumpeksy, znaleźć w końcu jakieś spodnie. Przy okazji mam już plan na tamten dzień. Będzie to powtórka dnia, który miał być jutro, czyli banany (maksymalnie dwa), mleko odtłuszczone (0%) oraz zupa. Stwierdziłam, że tą dietę pociągnę jakoś do końca miesiąca, bo bardzo mi odpowiada. A w lutym może tą kopenhaską zrobię, ale jeszcze się zobaczy. Mi pasuje, ale czy mojemu portfelowi także przypadnie do gustu? Póki co to nie ma na to szans. Dobra, zmywam się, dzisiaj już nie ćwiczę, dnia jutrzejszego to nadrobię. Dobrej nocy.

1 komentarz:

  1. Dobrze, że patrzysz w przyszłość nie rozpamiętując porażek, opłaci się, wierzę w Ciebie mocno kochana <333

    OdpowiedzUsuń