niedziela, 2 stycznia 2011

Trzydzieści jeden.

Witajcie. Właśnie siedzę sobie z moim czarnym kociskiem na kolanach, który mruczy bez przerwy i powoli przysypia. Coś ulubił sobie moją szyję, bo już któryś raz z kolei mi się w nią wgryzł. Dzisiejszego dnia czuję przypływ siły, motywacji i chęci do działania. Jest godzina za sześć trzynasta, a ja jeszcze nic nie zjadłam. Wypiłam herbatę czerwoną pu-erh, miętę, kawę czarną i grzańca (także herbata). Póki co muszę zrobić kartkę świąteczną na plastykę (tak, na jutro), gdyż odstawiłam wszystko na ostatnią chwilę, jak zawsze. Znalazłam fajny pomysł, więc szukam bloku z kolorowymi kartkami i zabieram się do roboty. Później ćwiczenia, czytanie "Kamienie na szaniec" i tak dalej. Chciałam jeszcze dzisiaj przeczytać "Chuda", bo lepiej i szybciej by mi z tym poszło, a jednocześnie byłaby taka zachęta i wprowadzenie do dnia spędzonego nad książką. 
Wczorajszy dzień zawaliłam, jak wiadomo. Nie ma to jak zacząć nowy rok od porażki. I przeraziłam się patrząc na wagę, bo z moich magicznych czterdziestu ośmiu kilogramów nie zostało śladu, a na wadze zagościła feralna pięćdziesiątka. Ale spokojnie, dzisiejsza głodówka, ćwiczenia i ruch sprawią, że jutro będzie z powrotem, ostatecznie czterdzieści dziewięć, ale ucieszy mnie czwórka na początku. Jestem tak strasznie spragniona chudości, że nie chcę załamywać się takim jednym detalem, bo to przekreśli moją drogę do realizacji wyznaczonego celu. Tym razem nie będzie taryfy ulgowej, bo już dość zdążyłam zawalić. Tak na prawdę to wszystko jest na wyciągnięcie ręki, a ja z lenistwa i braku pewności siebie nie mogę tego dosięgnąć. Czas to zmienić, czas wziąć się w garść, solidnie, bez narzekania. Ludzie żyją bez jedzenia, a ja nie mogę sobie odmówić głupiego kłapania mordą. Tak na prawdę, to nie muszę jeść, nawet nie mam na to ochoty, ale bywają chwile, że muszę poruszać szczęką, pogryźć coś i połknąć. Takie chwilowe słabości, a im bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że dam radę, że będę chuda, tym bardziej tracę wolę walki. Dziwne podejście, ale realia są takie, że i tak schudnę, prędzej, czy później, i tak. Organizm i ciało mnie demobilizują, nie działając w zgodzie z psychiką, opóźniają mnie. Dzisiejszy tekst przewodni: koniec tego dobrego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz