W dalszym ciągu trzymam się swojej dzisiejszej głodówki i nawet gumy nie żułam, tylko piłam wodę i wypaliłam chyba ze dwa papierosy. Zważę się rano, może będę mieć miłą niespodziankę. To nic, że miałam ważyć się co tydzień, ale wolę mieć wszystko pod kontrolą. Ćwiczyłam półtorej godziny, jeszcze więcej chodziłam pieszo, podliczając wszystko wychodzi mi około tysiąca spalonych kalorii. Całkiem niezły wynik. Jutro jeszcze nie wiem co pocznę, może jakieś lekkie śniadanie (otręby pszenne/płatki owsiane z wodą/mlekiem?), później jedynie wafle na obiad i kolację, choć sama nie wiem. Boję się jeść cokolwiek. Zwykle, gdy zaczynam jeść, to później idzie z górki i bez skrupułów sięgam po kolejne produkty spożywcze, nie mogę przestać, później wymiotuję, biorę różne specyfiki o działaniu przeczyszczającym i szlag trafia całą dietę. Brakuje mi tej kontroli nad wszystkim. Od jutra, zaczynam ją praktykować od nowa, więc zjem lekko i smacznie. Ostatecznie w zapasie mam sudafed i nie tylko. Jestem dobrej myśli, mimo wszystko. Jak tylko zerknę do książek, kładę się spać, bo już ogarnia mnie senność i zmęczenie. Widziałam dzisiaj tyle pięknych i chudych kobiet, że na samo ich wspomnienie czuję przypływ motywacji. Na koniec dodam, że nie znoszę ferii, gdyż one wybijają mnie z rytmu nauki. Dobrej nocy, kochane!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz