wtorek, 4 stycznia 2011

Trzydzieści sześć.

Dobra, dzień dobiega końca, waga jest z dosłownie sprzed momentu: 48,7 kg, ćwiczyłam, piłam wodę, za chwilę idę na spacer. Spożyłam jedynie jedną gumę winterfresh, którą z trudem włożyłam do ust. Jest mi nie dobrze, brzydzę się sobą. O tak, tego właśnie chciałam, widocznie wystarczyło poczekać chwilę. Zęby mnie bolą  niemiłosiernie, czuję się obrzydliwie, mam ochotę zwymiotować, choć nie mam czym. Jestem zdruzgotana, na biologii tak potwornie burczało mi w brzuchu, że zrobiło mi się wstyd, pani udała, że nie słyszy, a ja toczyłam ze sobą walkę, by ten domagający się jedzenia żołądek zamknął to, czym wydaje te niezidentyfikowane dźwięki. Czuję się pokrzywdzona, tym, że pokazałam się publicznie z matką, ona ostatnio strasznie mnie irytuje. 
Chyba z moją psychiką jest coraz gorzej, jestem strasznie poddenerwowana, wyżywam się i łatwo się wkurzam. To są objawy anoreksji i jestem tego świadoma. Brzydzi mnie jedzenie, kocham wysiłek fizyczny, Od dawna nie miałam okresu, może mój organizm szykuje dla mnie niespodziankę? Nie chcę. Nie chcę zrzucać winy na okres, bo wszystko leży w mojej głowie i nie ma gdzie wyjść. Usta nie puszczają pary, uszy dźwięków wydawać nie potrafią, jedynie ręce kierowane mym umysłem piszą kolejne litery, formułując zdania, będące hipokryzją mojej egzystencji. Myślę inaczej niż chcę, niż podejrzewam, niektóre fakty nakładają się na siebie, ale co z tego? To takie najbardziej oczywiste, nabyte doświadczeniem i kilkakrotnym powtórzeniem. Nie mam siły, nawet nie dbam o to jak wyglądam, chodzę w brudnych, za dużych ciuchach, nieułożonych włosach, nie mam ochoty się myć. Szczotkuję zęby, piję wodę, pochłaniam tabletki, ćwiczę, nie jem i użalam się nad sobą, nad tym czego nie mam, bądź mam w nadmiarze. 
Dochodzi do tego wysłuchiwanie tych idiotycznych anegdot wyssanych z palca, które właśnie wpaja moja matka rodzeństwu, mojemu rodzeństwu. Sama nie byłabym lepszą matką, ale nie podoba mi się, że ona ich tak wychowuje. Choć rozumiem to doskonale, mnie wychowała wolnością, sprawiedliwością, uczciwością, ciężką pracą, a zawaliłam wszystko przez głupie lenistwo. Podobnie jest moim bratem, ale młodsze pokolenie przechodzi ogromny stres związany ze szkołą, na pewno z takim podejściem zwykłej ambicji nie zyskają. Dla nich to przymus, ona uczy ich tak jakby to była ich powinność, przymuszona, niczym wzięcie do wojska i wychowanie na wyznaczony stereotyp człowieka. Owszem, jest to ich obowiązek, ale nie z takim podejściem do dzieci z podstawówki. Dobra, koniec gadania, bo za bardzo dałam się unieść emocjom, także życzę Wam miłego dnia, a samej sobie powodzenia, bym w dalszym ciągu tkwiła w indiańskim spokoju udając, że leję na to wszystko z góry.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz